John Lasseter po sukcesie pierwszej części "Aut" – filmu, do którego miał wyjątkowo osobisty stosunek, dość szybko pomyślał o kontynuacji przygód jego bohaterów. Ojciec reżysera pracował jako dealer Chevroleta w Whittier, w Kalifornii. Mały John uwielbiał przebywać u niego pracy, a gdy skończył 16 lat, był tam "chłopakiem od wszystkiego". – Dorastałem w Południowej Kalifornii, w miłości do samochodów, w specyficznej, związanej z nimi kulturze. W "Autach" chciałem oddać, oprócz miłości do samochodów, atmosferę miasteczka, w którym mieszkałem. Pokochałem postaci, które stworzyłem – ich wzajemne przywiązanie do siebie. Nie mogłem przestać o nich myśleć. Chciałem zafundować im kolejną przejażdżkę. Pomogłem także moim bohaterom znaleźć się w świecie, który jest moją pasją – w świecie filmów szpiegowskich. Nie mogłem sobie odmówić połączenia spokojnego życia w Chłodnicy Górskiej z wielkimi międzynarodowymi intrygami. Film postanowiono zrealizować w technologii 3D, wykorzystując najnowsze zdobycze techniki. O genezie "Aut 2" tak opowiadał główny twórca filmu: – O kontynuacji zaczęliśmy myśleć tuż po zakończeniu realizacji pierwszej części. Przygotowaliśmy sekwencję, w której Zygzak zabiera Sally na pierwszą randkę do... kina samochodowego. Doszedłem do wniosku, że będzie to film szpiegowski, a jego bohaterem uczynimy superagenta Seana McMission. Jestem wielkim wielbicielem szpiegowskich seriali i filmów. Wychowałem się na serialu "The Man from U.N.C.L.E.". Oglądam z moimi pięcioma synami tego rodzaju produkcje bardzo często. Cykl o Bournie zaliczyliśmy już dziesiątki razy! Tak więc, chociaż ostatecznie pierwsza randka wyglądała całkiem inaczej, zapamiętałem dobrze pomysł z filmem i McMissionem. Byłem przekonany, że tkwi w nim duży potencjał. W swoim przekonaniu Lasseter utwierdził się podczas podróży promocyjnej z "Autami" po świecie. Wtedy ostatecznie postanowił, że miejsca o zupełnie odmiennej kulturze i obyczajach będą świetną scenerią dla kolejnych przygód Zygzaka i jego przyjaciół. – Emocjonująca była myśl, by postawić Złomka w sytuacjach całkiem dla niego nowych. Większość pomysłów przyszła mi do głowy podczas tej podróży. Śmiałem się sam do siebie, gdy zacząłem wyobrażać sobie Złomka w tych wszystkich niezwykłych miejscach. Jak da sobie radę z lewostronnym ruchem w Londynie? Albo z plątaniną ulic w Tokio i całkowitym brakiem znanych mu drogowych znaków? I co pocznie we Włoszech, zetknąwszy się działającą na zupełnie innych zasadach sygnalizacją świetlną na skrzyżowaniach? Oczywiście oprócz ukazania świata międzynarodowych wyścigów i szpiegowskich perypetii, Lasseterowi jak zwykle zależało na zawarciu w filmie wielkiej dawki humoru. – Humor wynika przede wszystkim z rysunku postaci, ich niecodziennych charakterów – wyjaśniał Lasseter – i z niespodziewanych sytuacji, w których się znajdują. Ale najważniejsza jest przyjaźń pomiędzy Zygzakiem i Złomkiem, która zostaje poddana kolejnym próbom. To, co wydaje się bardzo mocne, w nowym otoczeniu może bardzo osłabnąć. Jak silna jest ta przyjaźń, ile może wytrzymać – oto pytanie, które chciałem zadać. Lasetter wyznał, że wielką wagę przywiązywał do postaci Złomka. – Jest kimś niezwykłym, bardzo prostolinijnym i szczerym, zawsze mówi to, co myśli. A ta cecha, jak się można domyślić, może go bardzo łatwo wpędzić w kłopoty! Kiedy odkrywa, że otoczenie śmieje się nie z nim, ale z niego, jest to bardzo przykre doświadczenie, które niemal łamie mu serce. To z kolei skłania go do bardziej realistycznej refleksji nad tym, kim jest i jaki jest. W takiej chwili zagrożona przyjaźń staje się bardzo ważna. Pytanie brzmi: czy to Złomek powinien się zmienić, czy raczej otaczający go świat? Współreżyser filmu Brad Lewis nie krył podziwu dla swego słynnego kolegi: – Współpraca z Johnem to zawsze coś wyjątkowego. Jego zaletą jest wielka precyzja w tworzeniu światów, które opisuje. W tym przypadku niezwykle mocno skupił się na postaciach. Dostaliśmy od niego świetną fabułę osnutą wokół przyjaźni. Producentka Denise Ream dodawała: – Chyba nie ma nikogo, kto by nie chciał pracować z Johnem. Moim zdaniem jest wielkim gawędziarzem, potrafi wymyślać świetne opowieści. Jako reżyser jest niesamowity. Wie, czego chce i z wielką pasją podąża za swoją wizją. A entuzjazmem w szukaniu najlepszych rozwiązań potrafi zarazić całą ekipę.
Napiszmy to jak najlepiej
Jak wiadomo nie od dziś, Lasseter ogromną wagę przywiązuje do scenariusza. W pracę nad nim było zaangażowanych wiele osób, choć kluczowe decyzje podejmował sam reżyser. Ale uważa on, że odmienne punkty widzenia, pomysły płynące z różnych stron wzbogacają tekst, a czasem nadają mu całkiem inny kierunek i charakter. Najpierw więc Lasseter z Lewisem i Danem Fogelmanem napisali nowelę filmową. Potem do pracy zabrał się scenarzysta Ben Queen, wspierany przez zespół konsultantów pod wodzą Nathana Stantona. – To nie miała być parodia szpiegowskich filmów – tłumaczył swe zamiary Lasseter. – To film szpiegowski z samochodami jako agentami. I z wielką liczbą kapitalnych gadżetów. Gdy pracowałem nad tym filmem, mały chłopiec we mnie doszedł wyjątkowo silnie do głosu. Mamy tyle gadżetów, wymyśliliśmy je, więc pozwólmy im zadziałać! Queen tak opowiadał o tym, jak koncepcje Lassetera zostały wcielone w życie: – W otwierającej film sekwencji, gdy pojawia się na ekranie Sean McMission, mamy do czynienia z tonem całkowicie serio. Chcieliśmy wzbudzić poczucie prawdziwego zagrożenia. A potem następuje komediowa scena w Chłodnicy Górskiej. To moim zdaniem doskonałe rozwiązanie, wprowadzające w późniejszy zmienny klimat filmu. W wielkiej mierze to naprawdę szpiegowski thriller, ale z silnym komediowym zabarwieniem. Queen debiutuje jako scenarzysta w animacji, ale ma na koncie serial dla telewizji Fox "Drive", opowiadający o wielkim nielegalnym wyścigu samochodowym, którego trasa wiedzie przez całe USA. Tak mówił o głównym temacie "Aut 2": – Przyjaźń Zygzaka i Złomka to wątek, do którego publiczność okazała się bardzo przywiązana. Kontynuujemy go więc i rozwijamy, lecz w innych okolicznościach. Obaj bohaterowie trafiają do całkowicie obcych im miejsc. Jak się w tym znajdą? Nathan Stanton uzupełniał wyjaśnienia Queena: – Minęło jakieś cztery, pięć lat, odkąd rozstaliśmy się z bohaterami. Zygzak został gwiazdorem wyścigów, Złomek jest, jaki był: szlachetny i naiwny. Najlepiej czuje się w Chłodnicy Górskiej. Ich przyjaźń przetrwała, ale postanowiliśmy sprawdzić, co się stanie, gdy zostanie narażona na poważne wstrząsy. Lewis podsumowywał: – Jasne, że nie było łatwo połączyć konwencji szpiegowskiego thrillera z widowiskiem na temat wyścigów i komedią. Ale jestem przekonany, że nasza historia ma serce i duszę i dlatego powinna przekonać widzów.
Auta ruszają w świat
Lasseter podkreślał podobieństwa i różnice z innym słynnym cyklem Pixara. – W "Toy Story" bohaterowie odbywają wielkie i niebezpieczne dla nich podróże. Ale odbywa się to w ramach ich dość zamkniętego świata. Natomiast auta mają przed sobą wielki, szeroki świat, jakże odmienny od spokojnego zakątka, jakim jest Chłodnicy Górskiej. Zygzak zostaje zaproszony do udziału w wyścigach w Japonii, we Włoszech i w Anglii. Dla prowincjusza Złomka to zupełnie nowe doświadczenie. Następuje więc wiele nieuniknionych komediowych zderzeń z nieznaną im rzeczywistością. Denise Ream opowiadała, że praca nad "Autami 2" na początku była na pozór łatwiejsza: – Znamy bohaterów, znamy ich otoczenie, nie trzeba tego wszystkiego tworzyć od podstaw. Ale przecież musimy sprawić, by znane postaci wiarygodnie zaistniały w kompletnie nowym otoczeniu i nadal pozostały sobą. A to już nie jest takie łatwe. W dodatku akcja "Aut 2" rozgrywa się w tylu tak bardzo różnych miejscach, które trzeba opisać i powołać do życia na ekranie! Lewis wspominał popłoch ekipy, gdy przedstawiono jej pierwsze projekty scenariusza: – Mamy tu o wiele więcej ujęć tłumu, więcej bohaterów i miejsc, które trzeba wprowadzić do świata "Aut". Gdy opowiadaliśmy o tym, co chcemy osiągnąć, widziałem spojrzenia mówiące: "Chyba żartujecie, to technicznie niemożliwe". Ale Harley Jessup, który poprowadził zespół scenografów, sprawił, że niemożliwe stało się możliwe. Pierwszym etapem pracy był – co jest tradycją Pixara – bardzo intensywny research. Scenografowie i animatorzy odbyli podróże do Japonii i Europy, by na miejscu dokumentować obiekty, które miały posłużyć za pierwowzory filmowych miast, dróg i stadionów. Chodzi zawsze o to samo – o powiew autentyczności w umownym, animowanym świecie. Tej świętej zasady Lasseter przestrzega od lat. Dwa dni filmowcy spędzili w samym Londynie. Odwiedzili siedzibę Scotland Yardu, zobaczyli Big Bena, London Eye, siedzibę parlamentu czy Opactwo Westminsterskie. Jessup wspominał: – Owocem tej podróży była koncepcja kolorystyczna. Postanowiliśmy zderzyć szarości budynków i nieba z ostrymi barwami samochodów. Mamy tu dużo akcentów niebieskości i czerwieni. Wyeksponowaliśmy słynne czerwone londyńskie autobusy i budki telefoniczne. Z kolei odpowiedzialny za wygląd postaci Jay Schuster spędził najwięcej czasu na... rogach ulic. – Studiowałem specyfikę ruchu w Londynie, zwłaszcza obserwowałem, jakie rodzaje samochodów są tu najpopularniejsze i najbardziej charakterystyczne – mówił. Jessup tak wyjaśniał koncepcję filmowców dotyczącą wyglądu miast w "Autach 2": – Znane budowle we wszystkich miastach doznały "samochodowej transformacji". Użyliśmy modeli samochodów i elementów ich designu z końca XIX i początku XX wieku. Na przykład w Londynie katedra świętego Pawła przypomina skrzynię biegów, Big Ben przekształcił się w fantazyjnego Big Bentleya. Metę londyńskiego wyścigu postanowiono umieścić w pobliżu wejścia do Pałacu Buckingham, rezydencji brytyjskiej rodziny królewskiej. W Paryżu zaś ważnym elementem scenografii stał się Łuk Triumfalny. – Jak ten biedny Złomek poradzi sobie z przejazdem? – śmiał się Lasseter. – Tam przecież nie ma narysowanych linii ani świateł. Zaplanowano też liryczną scenę pocałunku dwóch aut na moście, przypominającym bardzo słynny Pont des Arts, przeznaczony do ruchu pieszego, łączący Institut de France z Luwrem. Ten most to było ulubione miejsce spacerów Lassetera i jego żony podczas wizyt w Paryżu. Na jej cześć kobieta-auto w scenie pocałunku ma ulubiony kolor pani Lasseter – lawendowy. Filmowcy przekształcili też słynne paryskie zabytki, jak wieża Eiffla, muzeum d'Orsay czy katedra Notre Dame (znalazły tu się auto-gargulce), zgodnie z samochodową wyobraźnią. Szczególną rolę odegrały sławne hale paryskie, w których ulokowano wielki targ samochodowych części zamiennych. – To kapitalna przestrzeń – entuzjazmował się Jessup. – Samochody mogą się tu ścigać, myślę też, że stworzyliśmy niepowtarzalną atmosferę jarmarku. Dla Jessupa praca w Paryżu i dotycząca Paryża była bardzo przyjemna. – Nieźle poznałem to miasto, pracując nad filmem "Ratatouille". Teraz jeszcze utwierdziłem się w przekonaniu o jego pięknie – mówił. Jeśli chodzi o Włochy to stworzono na ekranie fikcyjne miasto Porto Corsa, wzorując się na Portofino, francuskiej Nicei oraz na trasie wyścigów samochodowych w Monako. Jessup opowiadał, jakie elementy postanowił wyeksponować: – Włoska Riwiera to wspaniała roślinność, morze terakotowych dachów, charakterystyczne kamienie brukowe, ściany budynków pomalowane na jaskrawe kolory. Podjęto decyzję, że zostaną połączone elementy rodem z Portofino (głównie architektura) oraz z francuskiej Riwiery. Miejscowemu portowi nadano kształt samochodowego koła, fasada kasyna wystylizowana jest na kształt Fiata Topolino z 1948 roku. – Ta "autofikacja" scenografii wprowadza element humoru. Dała nam mnóstwo radości. Nigdy jeszcze dotąd nie zrobiliśmy w Pixarze nic podobnego – mówił Lasseter. W Tokio postanowiono wyeksponować światła i neony rozświetlające miasto, zwłaszcza handlową dzielnicę Ginza. Lewis i Lasseter wcześniej wielokrotnie odwiedzali Japonię. – Pomyśleliśmy, że będzie zabawnie zderzyć Złomka z odmiennymi obyczajami. Jak da sobie radę w toalecie, która wygląda inaczej i pełni inne niż w USA funkcje? To mogło być bardzo zabawne – komentował Lasseter. Operatorka światła Sharon Callahan opowiadała, że podczas pobytu w Tokio postanowiono wykorzystać budynek National Art Center, chociaż początkowo tego nie planowano. Ale niezwykła uroda architektury tego budynku przeważyła. – Tokio zmieniło się w ciągu tych kilku lat, kiedy tam nie bywałam – odnotowała Callahan. – Intrygujący jest zwłaszcza kontrast pomiędzy rzęsiście oświetlonymi dzielnicami handlowymi a resztą miasta. Na ulicach Tokio postanowiono zainscenizować wyścig wzorowany na tym, jaki odbył się w Singapurze. Lasseter i Lewis wielokrotnie oglądali i analizowali jego przebieg. Lewis komentował: – Zwróciło naszą uwagę niezwykłe, białe halogenowe światło samochodowych reflektorów. Postanowiliśmy wprowadzić je do naszego filmu i skontrastować z tokijskimi neonami. Myślę, że w ten sposób uzyskaliśmy intrygujący efekt. Tokio to świat high-tech, podczas gdy Chłodnica Górska to sielska "americana". Lasseter tłumaczył: – Pod wieloma względami druga część całkowicie różni się od pierwszej. Tu wszystko jest modne i cool, jak to w szpiegowskim widowisku. Ale przecież zupełnie inny klimat związany z Chłodnicą Górską też się pojawia. I to także jest źródłem zabawy.
Z miłości do samochodów
Głównym konsultantem do spraw samochodów został pracujący przy poprzednim filmie Jay Ward. Jego ojciec, podobnie jak ojciec Lassetera, był dealerem aut i mechanikiem. Sam Ward zajmuje się handlem samochodami, jest także kolekcjonerem samochodów. Od 2001 roku organizuje dla Pixara specjalny letni pokaz "Motorama", gdzie prezentowane są ekskluzywne modele samochodów oraz niezwykłe egzemplarze aut będące w posiadaniu kolekcjonerów. Warto też wspomnieć, że ojciec Jaya Schustera, czuwającego nad wyglądem filmowych aut, był przez 43 lata projektantem designu w General Motors. Schuster tak opowiadał o pracy nad projektowaniem modeli: – Najpierw naradzaliśmy się z Johnem, dyskutując nad postaciami i charakterami, nad tym, co mają robić i jakie emocje wyrażać. Wiele samochodów w filmie ma liczne poprawki w stosunku do modeli fabrycznych. Skonstruowaliśmy trójwymiarowe malowane modele, uwzględniające wszelkie wymiary i funkcje. Po kolejnych dyskusjach i aprobacie ze strony Johna, szybko powstawały modele kompletne. Następnie wprowadzaliśmy ostateczne dane w pamięć komputera. Powstało aż 145 samochodów i aż 781 ich wariantów. Łącznie – 926 modeli. To rekord Pixara. Ward mówił: – Naszym założeniem było zwrócić uwagę na autentyzm detali i na to, jakimi modelami danej marki posługują się kierowcy w różnych krajach. Sprawdziliśmy to bardzo dokładnie. Na przykład w Japonii nikt nie jeździ American Toyotą Camry, jeździ się tam Toyotą Majestic. Wielką radość sprawiło nam projektowanie samochodów Formuły 1. Stworzyliśmy własną ligę i nazwaliśmy ją Formula Racers. Franceso Paltegummi to nasz faworyt, z efektownie odkrytym silnikiem. Jego wygląd koresponduje z jego charakterem, który przypomina Zygzaka z pierwszego filmu. To włoski ryzykant, który chce dojechać do mety pierwszy za wszelką cenę. Głosu użyczył mu John Turturro i wraz z wyglądem wozu stworzyło to niezwykłą postać. Zgadzał się z nim Schuster: – Trudno było zaprojektować naszego kochanego zawadiakę Franceso, bo ma doskonale widoczne zawieszenie. Trudności sprawiał też charakterystyczny kształt wydłużonej maski. Dodawał ekspresji, ale żeby uzyskać pożądany efekt, musieliśmy podjąć wiele prób. Za radą Warda część animatorów odbyła kursy i jazdy samochodami Formuły 1. Uczestniczyli w wyścigach również jako widzowie, by doskonale poznać zachowania tłumu, usłyszeć dźwięki. – Oglądać wyścigi w telewizji czy na DVD to zupełnie co innego niż doznawać przeciążeń w wyścigowym samochodzie, czy odczuć ekscytację widowni – mówił Ward. Innego rodzaju radość sprawiło ekipie projektowanie aut szpiegowskich. Ward komentował: – McMission jest naprawdę cool. Dysponuje tonami gadżetów i niezwykłego wyposażenia. Przekształcenie się w wodolot czy łódź podwodną to dla niego pestka. Jest też wyposażony w specjalne magnesy. Nadaliśmy mu wygląd jak z najlepszych lat europejskiego designu z lat 60. Schuster dodawał: – Na pierwszy rzut oka nie ma wyglądać na szpiega, ale na wielce elegancki wóz sportowy z tamtej epoki. Wyjątkowo szybko poszło zaprojektowanie Lili Lifting, młodej agentki, podwładnej Seana. Wspominał Schuster: – John opowiedział mi o niej. Najważniejsze było to, że jest modna i prosto po szpiegowskiej szkole. Wzorowałem się na supermodnych i supernowoczesnych wozach produkowanych przez małych wytwórców w krótkich seriach. John niemal od ręki zaakceptował nasze pomysły. Oczywiście Lila ma zamaskowaną broń, specjalne hydrauliczne ramię oraz urządzenie rażące prądem. A także potrafi latać, dzięki wysuwanym skrzydłom i silnikom odrzutowym.
Łatwizna? Nigdy!
Chociaż animacja komputerowa rozwija się w niezwykle szybkim tempie i wciąż pojawiają się kolejne techniczne możliwości, twórcy filmu nadal stawiali sobie nowe wyzwania. Powstanie jednej kompletnej klatki filmu trwa przeciętnie około trzynastu godzin! Szef do spraw technicznych Apurva Shah tak opowiadał o wyzwaniach i trudnościach związanych z realizacją: – Wielka skala przedsięwzięcia jest już trudnością. Trzeba nadać spójność tak wielkiej liczbie miejsc akcji i bardzo różniących się od siebie bohaterów. Zacznijmy od wyglądu samochodów i ich sposobu jazdy. Trzeba je było zróżnicować w zależności od modeli, stanu zużycia. Musieliśmy też rozplanować trasę londyńskiego wyścigu. Rozpoczęliśmy pracę z mapą miasta w ręku. Budowaliśmy kolejne moduły dekoracji, bardzo uważając, by zachować proporcje między swoistym realizmem a karykaturą. Jeremy Lasky, operator odpowiedzialny za kamery, komentował: – Nauczyliśmy się wiele od czasu pierwszego filmu. Wiemy, jakie ruchy kamery są najwłaściwsze, by oddać dwoisty charakter samochodów-bohaterów. Kamera jest tym razem nieco bardziej dynamiczna. Mocno pracowaliśmy też nad naturalnym wyglądem wody, co nadal jest dużą trudnością. Najtrudniejszą sekwencją były wyścigi w Porto Corsa. W ciągu 12 minut mamy tu aż 250 cięć, zmieniają się też miejsca akcji. Trzeba było zachować czytelność i spójność fabuły oraz jej dynamikę. Chociaż w wirtualnym świecie komputerowej animacji możliwości ustawienia kamery wydają się niemal nieograniczone, Lasky uważał, żeby nie dać się zbytnio uwieść tym możliwościom i nie popaść w monotonię czy chaos. – Naszym głównym założeniem było, by, filmując wyścigi, poczuć się jak widz – ale widz aktywnie uczestniczący w wyścigu. Sharon Calahan, od dawna współpracująca z Lasseterem, była operatorem odpowiedzialnym za światło. – Trzeba było zróżnicować miejsca akcji tak, by były wyraźnie inne niż Chłodnicy Górskiej. W sekwencjach paryskich zastosowaliśmy – wzorując się na "Ratatuj" – ciepłe rozproszone światło, budzące tęsknotę za domem. Londyn był pochmurny, ale nie ponury. Najtrudniejsze były sceny na otwartym morzu, ze światłem odbijającymi się w wodzie, oraz sceny w Tokio, z mnóstwem neonów i samochodowych świateł. Mieliśmy do czynienia z wielką różnorodnością: zmiany pogody, noc i dzień, wnętrza i plener, sceny z jaskrawymi barwami i stonowane.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.