niezla jaja tam musialy sie dziac, nic dziwnego, ze mowimy na to sydrom sztokholmski :D
Film ogląda się całkiem nieźle, jest zabawny i akcja nawet się nie ślimaczy tylko wciąga widza, człowiek chce się śmiać do rozpuku z niektórych scen, lecz wtedy przychodzi otrzeźwienie i przypominamy sobie, że takie wydarzenia miały miejsce na prawdę! Zapewne nie aż w takiej nonsensownej formie jaką pokazano w filmie, ale jednak. Kompletna abstrakcja, coś podobnego mogło się chyba tylko tam zdarzyć, tylko tam czyli w Skandynawii.
Do tej pory definicja syndromu sztokholmskiego była mi dobrze znana, lecz po tym filmie musiałem zrewidować jej podstawy i od teraz uważam tę oficjalną za nieadekwatną, żeby nie napisać kłamliwą. Syndrom sztokholmski to jest obraz całkowitej niemocy, obezwładniającej bezsilności wynikającej z przemieszania skrajnej niekompetencji ze zwykłą głupotą.