Twórcy tej animacji to niemal kompletni DC-ignoranci.
John Stewart został członkiem Korpusu w zupełnie inny sposób - Strażnicy wybrali go, jako wsparcie dla Hala Jordana, po tym, jak Guy Gardner (note bene wcześniejszy "wspierak") doznał poważnych obrażeń ratując cywila przed pewną śmiercią. W tamtej chwili nie tylko wciąż istniał GLC, ale także Oanie nie byli jeszcze martwi.
Hal Jordan przeistoczył się w Parallaxa wskutek próby ukarania go przez Strażników za użycie pierścienia do prywatnych celów - jego moc wykorzystał do "odtworzenia" rodzinnego miasta Coast City oraz jego mieszkańców po tym, jak zostało zniszczone (wraz z 7mln obywateli) przez Mongula i jego wojska. Został wówczas zastąpiony przez Kyle'a Raynera, nie Johna Stewarta.
Zgadza się tylko to, że ostatnim żyjącym Oaninem był Ganthet.
Osobiście nie znam tej oryginalnej historii z komiksów, ale każdą animację/film/serial DC i Marvela traktuję po prostu jako kolejne universum w multiversum i oceniam jako samodzielną rzecz a nie jako adaptację. Wystarczy zmienić swój tok myślenia na temat tych rzeczy i od razu można czerpać z nich przyjemność.
Absolutna racja. Twórcy kompletnie jakby nie znali postaci i historii. Rozumiem zmiany kosmetyczne i uzasadnione, ale nie jakieś od czapy wymyślanie koła od nowa. No i Parallax spłaszczony do granic możliwości, niczym randomowy przeciwnik. Szkoda, że nawet animacje od DC tracą jakość.