Ze wszystkich filmów Viscontiego, jakie widziałem, ten najbardziej zwietrzał. Miłosne uniesienia hrabiny sprzed 150 lat wydają się tak bardzo niedzisiejsze, sztuczne i pretensjonalne, że chwilami budzą wręcz zażenowanie. O tyle to dziwne, że zbliżone tematycznie i osadzone w tej samej epoce "Anna Karenina" czy "Pani Bovary" nie zestarzały się ani trochę. Ale może niezdrowa romantyczna miłość ogólnie lepiej wygląda w książkach niż w filmach? Chętnie bym się też dowiedział, co właściwie zrobił Luca, gdy szkatułka, po którą przybył, okazała się pusta, ponieważ ten wątek nagle znika, jakby chodziło o błahostkę.
Jeśli daję 7 gwiazdek, to przede wszystkim za smakowicie skomponowane, malarskie kadry.