po prostu zna się na takich rzeczach. Gdyby to był serial amerykański na 100% pojawiłby się pościg samochodowy i jakiś wybuch.
Brytyjczycy świetnie oddają nieustanny niepokój w filmach.
Ponadto zauważyłam doskonałe zagranie kamerą. W całym miniserialu niemalże nie poznajemy myśli Burtona, albo jego uczuć. Jak więc twórcom udało się sprawić, że widz przywiązuje się do głównego bohatera? Zwłaszcza w pierwszym odcinku są momenty, w których David Tennant niemalże patrzy w kamerę. Powoduje to jakieś połączenie między nim a widzem i jest to niesamowicie zrobione. Nie można tego nazwać łamaniem "czwartej ściany", jak np. we "Fleabag", bo jest to takie nie wprost jak sam bohater.
Świetny serial. Dawno nie czułam takiego niepokoju oglądając film/serial.